Makijaż w czasach zarazy
Wraz z wybuchem pandemii koronawirusa świat na naszych oczach zaczął zmieniać się nie do poznania. Zostaliśmy wyrwani z dotychczasowej rutyny, przyzwyczajeń i udogodnień codziennego życia, które wydawały nam się czymś oczywistym. Kolejne obostrzenia zarówno w zakresie poruszania się przestrzeni publicznej, życia społecznego jak i prowadzenia działalności handlowo-usługowej w wielu krajach na świecie zmusiły wiele biznesów do wstrzymania swojej działalności – przez jakiś czas zamknięte pozostawały niektóre sklepy, salony kosmetyczne i fryzjerskie, salony masażu czy spa. Szczególnie w pierwszych tygodniach, naznaczonych atmosferą niepewności a nawet paniki, większość z nas skupiła się na kupowaniu artykułów pierwszej potrzeby i ograniczyła wydatki. W znacznym stopniu ucierpiała na tym branża kosmentyczna - z jednej strony spadł popyt na kosmetyki w ogóle (z pominięciem środków myjących i dezynfekujących jak mydło, żele itp.), a dodatkowym problemem okazał się brak możliwości wypróbowania produktu przed zakupem, gdyż sklepy zrezygnowały z ogólnodostępnych testerów. Podczas gdy inne branże, jak odzieżowa czy elektroniczna, nadrabiały straty w sprzedaży stacjonarnej za sprawą sprzedaży online, branża kosmetyczna musiała się zmierzyć z poważnym wyzwaniem, jakim jest obawa klientów przed kupowaniem “kota w worku”.
Pewne zmiany dokonały się również w ramach samej branży. W początkowym okresie, gdy większość z nas ograniczała do minimum wychodzenie z domu, znacząco spadł popyt na artykuły do makijażu. Zamiast tego wzrosło zainteresowanie produktami pielęgnacyjnymi do twarzy i ciała. Obecnie, gdy z powrotem możemy w miarę swobodnie poruszać się w przestrzeni, a wiele osób powróciło do pracy stacjonarnej, sprzedaż produktów makijażowych nadal utrzymuje się na stosunkowo niskim poziomie, co prawdopodobnie wynika z konieczności noszenia maseczki w komunikacji miejskiej i zatłoczonych przestrzeniach. Większość kobiet jest zdania, że robienie pełnego makijażu w sytuacji gdy może pojawić się konieczność zakrycia ust i nosa jest niepraktyczne z punktu widzenia zarówno estetyki, jak i higieny. Z jednej strony nie ma znaczenia, czy twarz jest pomalowana, jeśli i tak przez większą część dnia pozostaje ona częściowo zasłonięta, jak ma to miejsce w przypadku osób pracujących w bezpośrednim kontakcie z klientem. Zarazem nakładanie maseczki na pomalowaną twarz niechybnie skutkuje rozmazaniem się makijażu i zabrudzeniem samej maseczki, a także stwarza zagrożenie przedostania się na błonę śluzową ust i nosa wirusów i drobnoustrojów.
Trend DYI święci triumfy
Już w pierwszych dniach po ogłoszeniu pandemii trend DIY (z ang. Do It Yourself czyli “Zrób to sam”) zaczął zyskiwać na popularności niemal na każdym możliwym polu – od samodzielnego wypiekania chleba, przez uprawianie ziół i warzyw na balkonie, aż po własnoręczne produkowanie kosmetyków domowymi sposobami. Dlatego też wiele osób zrezygnowało z kupowania gotowych kosmetyków na rzecz samodzielnego przygotowywania maseczek, serum czy peelingów. W sytuacji, gdy przez dłuższy czas salony fryzjerskie i kosmetyczne pozostawały zamknięte, usługi takie jak manicure-pedicure, farbowanie i ścinanie włosów i wszelkie zabiegi pielęgnacyjne przeniosły się w zacisze naszych własnych domów.
Choć obecnie salony świadczące usługi fryzjerskie i kosmetyczne pozostają otwarte, trend DIY nie stracił zbytnio na popularności. Z jednej strony zagrożenie wirusem nie minęło i prawdopodobnie utrzyma się aż do czasu wynalezienia skutecznej szczepionki, tym bardziej, że sezon jesienno-zimowy dopiero przed nami. Co więcej, podczas trwającej kilka tygodni ogólnokrajowej kwarantanny wiele osób zdało sobie sprawę z tego, że niektóre zabiegi można z powodzeniem wykonać w domu samemu bądź działając na zasadzie wzajemnej pomocy w kręgu bliskich i znajomych, a tym samym zarówno ograniczyć zbędne wydatki, jak i ryzyko zakażenia się wirusem.
Trend DIY w branży beauty koresponduje również z coraz bardziej popularną ideą zero waste – stąd rosnące zapotrzebowanie na domowej roboty mydła, dezodoranty czy masła do ciała. Wzrost świadomości dotyczącej zagrożeń związanych ze zdrowiem i higieną pociągnął za sobą również większą świadomość w zakresie zagrożeń środowiskowych. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że przemysłowa produkcja żywności, ubrań, a także kosmetyków negatywnie wpływa na środowisko, którego stan odbija się bezpośrenio na naszym zdrowiu.
Brak możliwości bezpośredniego wypróbowywania kosmetyków w sklepie przy użyciu testerów i upowszechnianie się zakupów internetowych skłania branżę kosmetyczną do poszukiwania nowatorskich rozwiązań w przy wykorzystaniu możliwości, jakie zapewnia rozwój technologii. Za sprawą sztucznej inteligencji i technologii rozszerzonej rzeczywistości możliwe będzie wirtualne testowanie produktów kosmetycznych.
Aplikacja YouCam Makeup
Tego rodzaju aplikacje funkcjonowały jeszcze przed pandemią. Pozwalały na “przymierzanie” fryzur i kolorów. Sephora już w ubiegłym roku oferowała usługi wirtualnego asystenta. Obecnie obserwujemy wzrost zainteresowania takimi aplikacjami ze strony największych marek, które dostrzegają potencjał w kreatywnym łączeniu najnowszych osiągnięć kosmetologii z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi. Wygląda na to, że już niedługo czeka nas prawdziwa cyfrowa rewolucja w branży beauty.
“Mądre lustra” (ang. Smart Mirrors) to jedno z rozwiązań przyszłości
Drogerie muszą postawić na rozwiązania cyfrowe
Do niedawna większość z nas nie wyobrażała sobie zakupów kosmetycznych bez korzystania z testerów dostępnych na półkach w niemal każdej drogerii. Wynikało to z zupełnie zrozumiałych obaw, że produkt może wywołać w nas uczulenie, nie pasować do naszej karnacji czy po prostu nie odpowiadać nam pod kątem zapachu. Kupowanie kosmetyków w ciemno to prawie jak wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ku rozpaczy wielu osób pandemia sprawiła, że do niedawna ogólnodostępne testery stały się reliktem przeszłości. Tymczasem jeszcze przed nadejściem pandemii koronawirusa zastanawiano się, czy testery w drogeriach to faktycznie dobre rozwiązanie z punktu widzenia higieny i zdrowia klientów. Sephora kilkukrotnie była pozywana do sądu przez klientów, którzy twierdzili, że w wyniku korzystania z testera złapali infekcję. W obecnej sytuacji tym bardziej mało prawdopodobny wydaje się powrót testerów w ich dotychczasowej formie.
Większość drogerii, jak Sephora czy Douglas próbuje walczyć ze spadkiem popytu na określone produkty kosmetyczne za pomocą kampanii promocyjnych. Wiele z nich zabiega o klientów również w sieci, oferując specjalne kody zniżkowe. Nie ulega wątpliwości, że dla branży kosmetycznej nastąpił teraz przełomowy moment. Musi stawić czoła nie tylko wyzwaniom natury ekonomicznej, ale również zdrowotnej. Poradzenie sobie z kryzysem będzie od niej wymagać odważnych decyzji i postawienia na nowe technologie. Jedno jest pewne – z branżą kosmetyczną w takiej formie, w jakiej znaliśmy ją do niedawna, już niedługo przyjdzie nam się pożegnać.
OPINIE - 0 opinii